Lubię Chagalla. Może dlatego że jego marzenia, sny stają się rzeczywistością a ta miesza się z marzeniami… Może dlatego że emocje, uczucia u niego są tak namacalne i nierealne równocześnie. A może dlatego, że gdy oglądam jego prace brzmi mi gdzieś w głowie Młynarskiego i „…zapłakane oczy lśnią otula się marcową mgłą smutny pociąg i odpływa w dal, hen, w dal…”. Taka piosenka w której słyszy się ten fragment który akurat w duszy gra… Z obrazami Chagalla jest chyba tak samo…
Wystawa czasowa w Muzeum Narodowym w Warszawie prezentuje czternaście nabytków. Prace Marca Chagalla. Piękny zbiór… gwasz, temperę, kredkę, ołówek i kolorowy tusz… Senne mary, kadry z życia które nie wiadomo czy są wspomnieniem czy pragnieniem czy marzeniem jakimś nierealnym które odleciało…
Wystawienniczo – dobrze opowiedziana. Jest ciekawie opracowane kalendarium. Nie ma przeładowania gadżetami. Światło pomaga doświadczeniu sztuki. Tak malował Pan Chagall…