Z wielkim sentymentem wspominam pobyt w Kijowie. A spośród wielu miłych chwil tam spędzonych, szczególnie – odwiedziny w Peczerskiej Ławrze na zaproszenie pewnego diaka, który zresztą służył oprowadzaniem po całym kompleksie. Pierwsze ślady Ławry to XI wiek i działalność misyjna mnichów Antoniego i Teodozjusza. Drugi ihumen – Teodozjusz wprowadził tu regułę studycką. Bardzo szybko miejsce zasłynęło cudami ale i jako ośrodek naukowy i dziejopisarski. Tutaj powstał Latopis Nestora a sam kronikarz spoczywa w podziemiach. Obecny wygląd zabudowań Ławry Peczerskiej to czysty, kapiący złotem i ozdobami wszelakimi barok! Ależ błyszczą w słońcu złote kopuł i wieżyczki! I wszędzie pachnie cudownie kadzidłem… To cudo architektoniczne powstało z inicjatywy bp. Piotra Mohyła ale oczywiście rozbudowa trwała przez XVII i XVIII wiek. Powstał wtedy sobór, cerkwie i zabudowania monastyru. W 1990 Ławra i sobór Sofijski został wpisany na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Obecnie – górna ławra – to głównie obiekty muzealne służące raczej jako obiekty turystyczne niż sakralne (choć ta druga funkcja nadal istnie). To między innymi cerkwie nadbramne (Trójcy oraz Wszystkich Świętych), cerkiew refektarzowa, cerkiew domowa itd. Dolna Ławra – to bliskie i dalekie pieczary – a tam naziemne i podziemne cerkwie. Tam życie monastyczne trwa.
Ale największe wrażenie robią podziemia Ławry! Drogę oświetla jedynie świeca, którą się zapala przy wejściu i zabiera ze sobą. Na dole też jedyne światło to świece i lamki oliwne. I klimatycznie i duchowo trochę i tak straszno też. W podziemiach ikony – to jasne, jakieś cerkiewki – no też, no i mnóstwo zmarłych, którzy wcale nie kryją się w zamkniętych szczelnie sarkofagach. Trumny są przeszklone, kości położone luzem w wykutych niszach… Po pewnym czasie przyzwyczaiłam się do mroku ale i do widoku ludzkich szczątków zerkających niewidzącymi oczyma zza każdego węgła. I… za którymś zakrętem w wykutej niszy… Łypnęło na mnie oko. Ale takie zupełnie żywe!!! Matko kochana jak się wystraszyłam! Żywego a nie martwego!!! Okazało się, że niektórzy mnisi za zgodą przełożonego mogą czasowo przebywać w tych katakumbach cmentarnych na szczególnej modlitwie, medytacji… jakoś tak. No… Chyba bogobojny mnich pojęcia nie miał, że łypnięciem oka o zawał mnie prawie przyprawił. Dalej pogrążony w medytacji – myślę, że nie zanotował nawet w świadomości moich odwiedzin…