W miejscu tym, ślady ludzkości od neolitu począwszy. Fajna meta najwyraźniej skoro od tylu wieków nieprzerwanie kusiła by się tu osiedlać… Coś tu musi być na rzeczy! Z zamierzchłej przeszłości archeolodzy wygrzebali w Opatowie sporo artefaktów. Obecnie – miasto w sumie turystyczne. Sam układ urbanistyczny z bramą Warszawską na czele, ciekawy i kuszący. Ale to co najmocniej przyciąga turystów do miasta to świątynie (no, dorzućmy jeszcze zupełnie fajne i atrakcyjne do zwiedzania podziemia miasta ). Klasztor bernardynów. Zakonnicy osiedlili się tutaj we wczesnych wiekach średnich ale obecna świątynia i zabudowania to kwintesencja baroku. Chyba słynniejsza jednak jest kolegiata św. Marcina. Metryczkę ma średniowieczną. Pierwsza wzmianka o kanonikach opatowskich to 1206 roku. Kto fundował świątynię – pomysłów znawcy przedmiotu mają kilka. A i z tym dla kogo wzniesiona – też analogicznie. Koncepcje od templariuszy przez cystersów i benedyktynów się pojawiały… Skupmy się więc na architekturze i wystroju wnętrza. A jest tu full–service epok i styli. Od romanizmu przez elementy gotyku, aż po renesans i barok. Całość przestrzeni świątyni, a na pewno prezbiterium i transept, otula barokowa polichromia (choć resztki wcześniejszych też się zachowały), miejscami iluzjonistyczna opowiada dzieje ziemskie i chwałę nieba św. Marcina z Tours. Są też sceny batalistyczne, takie z serii chwała oręża polskiego. No jak to w baroku. W transepcie – nagrobki Szydłowieckich, tam też w brązie wykonany lament opatowski. Tak właściwie… nagrobki – to oczywiste. Ale nie wiem może przez ciepłą kolorystykę marmuru, a może przez milutkie jednak postaci dzieciarów… Jakiś taki przytulny, a nie odrażający chłodem, nastrój sprawia. Mnóstwo cudeniek! A na mnie, przekornie jak zwykle, największe wrażenie zrobiły ażurowe schody prowadzące na chór. Ślizgały się akurat po nich promienie wpadającego przez okna światła. Wyglądały niczym biżuteria… kolia jakaś, zwieszona na dekolcie świątynnych murów.
A! Dla miłośników takich klimatów – biblioteka oraz archiwum opatowskie i jego zbiory to – crème de la crème!