Muzeum Okręgowe w Sandomierzu, sięga historią lat dwudziestych XX wieku. Przy czym w obecnej siedzibie – zamku sandomierskim, mieści się od 1986. Całość to kilka mniej lub bardziej połączonych ze sobą sal ekspozycyjnych (wystawy stałe) i przestrzenie dedykowane na wystawy czasowe. Tych stałych – zgodnie z opisem jest osiem, ale można byłoby je połączyć w jakeś dwa, może trzy ciągi myślowe. Zresztą nawet układ ekspozycyjny sugeruje dość naturalne połączenie. Że to dwie lub trzy różne wystawy – ze dziwieniem odkrywałam. Na poziomie piwnic – zupełnie nieźle zrobiona wystawienniczo „Ziemia Sandomierska w pradziejach i wczesnym średniowieczu”. To trochę preludium do tego co na parterze i wyżej. Tutaj – to co na ziemi sandomierskiej zostało, a archeolodzy wygrzebali – z osad, z cmentarzysk…. Czyli generalnie – neolit i okolice. Na parterze „Sandomierskie dziedzictwo” zupełnie niezłe artefakty związane z mieszczaństwem sandomierskim. Dokumenty, przywileje, tłoki pieczętne i takie tam… Lustra, portrety, meble. Ale też przedmioty świadczące o mozaice kulturowej Sandomierza. Obok srebrnych krucyfiksów, srebrne balsaminki… Jak w życiu… Jak w większości miast i wsi na ziemiach polskich… Potem „Lapidarium. Fragmenty detali architektonicznych z renesansowego Zamku Królewskiego w Sandomierzu. Warsztat Benedykta Sandomierzanina” – czyli jak sam przydługi tytuł wystawy sugerować sobie pozwala – garść detali architektonicznych, które się ostały. I tu płynnie przechodzimy do wystawy „Dzieje zamku sandomierskiego”. Przy czym dla jasności jest to głównie ekspozycja tablic i… jedno działo oktawa kartauny z czasów potopu szwedzkiego. No i wreszcie „Dawna kuchnia królewska”. To głównie zabytki rzemiosła artystycznego okresu baroku.
Generalnie jest ok. Nawet i zaglądnąć można . Szkoda, że tak poszatkowana ta opowieść muzealna… To taki trochę chaos… Właściwie jest to jedna wystawa o Sandomierzu i okolicach. No ale ostatecznie to moje subiektywne patrzenie!