Pierwsze wrażenie z Rumunii? Kwieciście, kolorowo, wzorzyście… Właściwie takie obrazki rodem z bajki – dowolnie wybranej. A przynajmniej takie wrażenie odnosi się podróżując bezdrożami Rumuńskiej Maramures, Bukowiny oraz Mołdawii. Przemierzając je, każdej chwili za oknem samochodu przesuwają się urocze domy – malowane, rzeźbione, zdobione kwiatami, a prowadzą do nich zdobne bramy. Nawet jeśli domy bardzo ubożuchne – gdzieś dalej od tras uczęszczanych – to przynajmniej ukwiecone ogródkiem.
Generalnie miło i radośnie i kolorowo i wesoło. A dowód? Uprzejmie proszę! Tam nawet cmentarze są wesołe. Sztandarowym przykładem jest cmentarz w Săpânța (ale i te nie turystyczne też są kolorowe) gdzie ludowy twórca Stan Ioan Pătraş zapoczątkował dość osobliwą tradycję radosnych nagrobków, gdzie ze swadą i humorem upamiętniani są zmarli. Imiona, nazwiska daty – to normalne. Ale na nagrobkach są także wypisane ich zawody. I to niezależnie od tego czy ktoś parał się szlachetnym zawodem kołodzieja lub szwaczki czy też mniej szlachetnym, ale najstarszym zawodem świata… Czasem też wspomniany jest sposób zejścia z tego świata. Odwiedzający Săpânța zaglądają zwykle tylko na wesoły cmentarz i jadą dalej. A wystarczy przejść główną (i jedyną większą) drogę biegnącą przez wieś, wjechać pomiędzy zabudowania, by ulica sama doprowadzała do uroczego monastyru. Wiem, świeżo wybudowany (właściwie jeszcze nie skończony), żaden zabytek, ale wpisuje się w ogólną tendencję – opływa kwiatami. A gdy dodamy do tego szum drzew, i zapach igliwia i ćwierkot ptaków to… kwieciście, kolorowo, wzorzyście jest!