Nie wiem czy pozwiedzałam wszystkie kościoły Gdańska, ale te ważniejsze pewnie tak. Ostatecznie nie jest ich tyle co w Krakowie… Spacer w klimacie gotycko – ceglanym. Oczywiście ceglaste nie jest wyłącznie sacrum. Profanum też. Ceglaste są bramy i młyn i targ i nawet filharmonia bałtycka też. Ale sacrum hmmm… faktycznie w większości to piękny ceglasty gotyk, oczywiście polukrowany w środku barokiem. Crème de la crème to oczywiście mariacki. Sklepienia gwieździste i kryształowe – ilekroć tu jestem – zachwycają mnie jak nic. W remoncie teraz trochę ale przepychem powala św. Mikołaj – akurat trafiłam na jakieś ćwiczenia organomistrza. Fajnie muzyka płynęła muskając barkowe figury, które przycupnęły na ołtarzach… Coś sporo pożarów ostatnio chyba było w gdańskich kościołach. Kilkanaście lat temu spłonął dach św. Katarzyny. Nadal wnętrze ten pożar pamięta. Nagie odrapane mury, zranione ogniem i bardziej chyba wodą ołtarze… A chyba dwa lata temu płonął św. Piotr i Paweł. Tu mniej skutki pożaru widać ale też tak jakoś wiatr hula… Św. Jan – to teraz centrum kultury. Wnętrze – widać, że kościół – ale na środku fotele teatralne i scena i reflektory i takie tam. W sumie sala koncertowa do muzyki sakralnej – jak ulał! Ciekawy kościół (właściwie dwa obok siebie) franciszkanów. W tym większym zaskakujące organy. Nie ma ich tam gdzie zwykle bywają – są tuż przy ołtarzu. Wiszą właściwie nad nim gronami piszczałek. Jedyny kościół do którego – by zwiedzić – trzeba kupić bilet, to św. Brygida. A w środku… hmmm krypta z ułożonymi skrzętnie czaszkami, słynny bursztynowy ołtarz i… prałat Jankowski w kilku odsłonach…. taaaa….
Sama nie wiem… Takie strzeliste, czasem trochę ascetyczne te wnętrza. Zwykle ubogacone zupełnie niezłymi organami. Piękne są kościoły Gdańska i sporo perełek sztuki wszelkich epok we wnętrzach kryją. Ale tak jakoś gdy łaziłam od jednego do drugiego – to jedyne co mi po głowie się plątało to – „fajnie by tu brzmiał koncert”…