No i się wydało… W Gdańskiej Oliwie jest Dom Zarazy… Się zameldowała i oczekuj tu człowieku żeby sobie – jakby to ładnie… – „poszła prędziutko”. Jak nawet swoją metę ma! Dom Zarazy inaczej Wielka Brama. Dlaczego zarazy? W XVIII wieku w czasie ówczesnej zarazy zorganizowano w tym domu kwarantannę dla zarażonych. Potem w XIX wieku miał tu mieszkanie wójt oliwski ale stara nazwa jakoś tak przykleiła się i funkcjonuje nadal. Oliwa oczywiście słynie głównie z archikatedry oliwskiej. Klasyczna bazylika trójnawowa z ambitem. I jak to bywa w takich miejscach – jak w torcie – kolejne epoki, kolejne wieki dokładały kolejne warstwy – ołtarze, epitafia, witraże, stiuki… od XII wieku począwszy było tutaj opactwo cysterskie. I tak do XIX wieku kiedy to władze pruskie zlikwidowały opactwo a zabudowania przeszły w ręce diecezji. Co w bazylice najcenniejsze – no ORGANY! O matko kochana jak one brzmią!!! Akurat weszłam na sam koniec koncertu. Powstały pod koniec XVIII wieku. Osiemdziesiąt trzy głosy, trzy manuały, czternaście miechów… No gdy jakiś maestro zasiądzie – jest czym moc wykrzesać… A przecież to nie jedyne organy w tym kościele. Kolejne – czternastogłosowe są w transepcie. Tuż przy archikatedrze zabudowania pocysterskie, między innymi pałac opata i dalej park (obecnie im. Mickiewicza). Zaczął się jak wszystko w Oliwie od cystersów – precyzyjniej – od ogrodu klasztornego. Od XVII wieku kolejni opaci poszerzali i coraz bardziej wyrafinowane pomysły ogrodowe wcielali w życie. No i szumią teraz misternie poprzycinane drzewa i krzewy. Zaczepiają przechodniów słonecznymi „zajączkami”, które figlarnie przez gałęzie przebijając się słońce puszcza. Wtóruje im woda odbijająca się od kamieni lub leniwie nudząca się w stawach. Zielono, cicho, pięknie… Tylko echo jakichś nut Bacha czasem gdzieś jakby w tle, daleko słychać…