Puszcza Białowieska… Cudowne miejsce do „zresetowania systemu”. Cisza, spokój, zielono, życzliwie… No pięknie… Przed kilku laty wybrałam się w te rejony ze znajomymi (botanikami ), z zamysłem obcowania z naturą. Nastawiłam się mentalnie na przedzieranie się niemal z maczetą przez knieje i chaszcze… Nawet pierwsze w życiu kalosze kupiłam na okoliczność wyprawy… No… Na miejscu wyszło na to, że po Puszczy spacerować można niemal w szpilkach, po drogach tak szerokich i przestronnych, że Batorym by nawrócił…
Ale generalnie – cudo!!!! Sama Puszcza na pograniczu Polsko-Białoruskim zajmuje ok 1500 km2. To relikt lasu pierwotnego. Spotkać można wilka, rysia, a jak kto ma szczęście to i żubra zobaczy. Na temat samej Puszczy, nie będę się wymądrzać – nie znam się. Ale jest piękna, dostojna, magiczna!!! Kilka ścieżek przyrodniczych. Między innymi Szlak Dębów Królewskich i Książąt Litewskich oraz najsłynniejsze chyba Żebra Żubra – droga z drewnianych kładek/podestów. Matko kochana! Myślałam, że komary to mnie tam zeżreją!! Ale widokowo – genialne miejsce.
W sumie warto wstąpić z pobudek poznawczych do Muzeum Przyrodniczo – Leśnego, gdzie… całe mrowie wypchanych zwierzaków. Ale ekspozycyjnie – nienajgorsze, a i narracja mądrze poprowadzona. Nawet mnie – laika przyrodniczego, zainteresowało.