Atrakcja Rudawki Rymanowskiej zimową porą to gigantyczne lodospady. Ściany całe skute lodem. Wodospady zaklęte w czasie. Bajka jakaś – jak z krainy Królowej Śniegu. Gdy pogoda sprzyja – czyli jest mroźnie i wilgotno – tworzą się nacieki lodowe momentami spektakularne. I to przynajmniej w kilku miejscach przełomu Wisłoka. Czasem cała ściana jak katedra lub gigantyczne organy piszczałkowe. Czasem jak garść diamentów wysypująca się z mieszka.
Po lesie łażę. Wokół wszystko skute lodem. Nawet dźwięk zamarzł… Rzeka tylko się wydziera szumem. Wokół biało-szaro-brunatno i mgliście. Nawet niebo się w kolorystyce utrzymało. Monochromatyczna nuda… I tu nagle ognista czerwień mi przed oczyma wyrasta. Ogrzewa myśl czule… Konar jakiegoś drzewa czerwienią się wyrwał, mimo wszystko i wbrew logice. Bo po co być jak tłum szary powtarzalnym. Tylko wyjątkowość przyciąga wzrok kolorami…