Największy Skansen w Małopolsce jest w Nowym Sączu! To Sądecki Park Etnograficzny – i faktycznie iście tam parkowo… Z Miasteczka, przechodząc przez chybotliwy mostek odwiedza się przysiółek kolonistów niemieckich. Są zagrody niemieckie i zbór z 1786 roku, w którym nadal nabożeństwa bywają odprawiane (podobnie jak w pozostałych świątyniach w skansenie). Potem przez las w którym pachnie igliwiem i nagrzanymi w słońcu rosnącymi ziołami idzie się obok młyna i tartaku… i dalej troszkę pod górkę… Drzewa cudnie szumią, pszczoły grają symfonie – a na końcu cienistej alei z zieleni wyłania się dwór. Jest z XVII wieku ale przebudowany w XVIII/XIX. W środku fantastyczna polichromia z XVII wieku, z czasu gdy dwór użyczony był kanonikom regularnym by mieli gdzie mieszkać na czas podniesienia z ruiny ich klasztoru. Wizyta się ciut przeciągnęła bo zakonnicy mieszkali we dworze z pół wieku chyba – ale w ramach „modernizacji i remontu” zafundowali polichromię z przedstawieniami świętych i fantastycznymi emblematami (takie rebusy artystyczne dla intelektualistów ). A potem cerkiew z połowy XVIII w. i domostwa Łemków. Za nimi kawałek – chałupy Górali Sądeckich, trochę wcześniej też Pogórzan a ciut z boku i Cyganie Karpaccy się zadomowili. A potem tak trochę na otwartej przestrzeni kościół z 1739 roku (w którym podobno czasem nawet sam Pan Dyrektor na organach grywa! ) i zagrody Lachów Sądeckich. Jest i szkoła i spichlerze i kuźnia i wiatrak. Czasem pachnie skoszona trawa i kwiaty w ogródkach przy chałupach. Chyba nawet kozy i baranki można niekiedy spotkać. A w zagrodach bywa że siadają panie i panowie w regionalnych strojach lub nieco na nie stylizowanych i robią kwiaty z bibułki albo koronki klockowe albo jakieś świątki z klocka drewna się wyłaniają. I o każdym obiekcie można posłuchać opowieści, które z uśmiechem ale i nienachalnie są gotowi rzec pracownicy ekspozycji. Jeśli ktoś ma chęć na relaksacyjny spacer – to tu! A co najbardziej urzeka? To że obiekty otulone zielenią. To że czuć zapach siana, drewna – wsi po prostu. I że ten skansen przez program „wymierających zawodów” nie jest tylko muzeum. On trochę nadal żyje. Do pani robiącej bibułowe kwiaty można się przysiąść, spróbować samemu kwiat ułożyć – a potem pierwowzór dla tego z woskowego – poszukać w ogródku…