Mam sentyment do dziedzictwa ziemian (mieszczan zresztą też i to pół na pół – z tego samego powodu… ) Współczesne wyobrażenia o życiu we dworze często są mocno zniekształcone i wypaczone. A tak naprawdę – najczęściej było to gniazdo domowe gdzie życie toczyło się swoim ustalonym rytmem na straży którego stała tradycja. Ok ok – czasem artystycznym i buntowniczym duszom udawało się spod jej skrzydeł wyrwać ale generalnie ustalone zasady przez wieki kreowały codzienność… Tak o dworze ziemiańskim opowiada wystawa „W starym dworze stary ład” w Muzeum Ziemi Miechowskiej. To trzy kolejne sale zaaranżowane tak, że podglądamy codzienność okolicznych ziemian.
Wystawę zwiedzałam w towarzystwie Pana Dyrektora i jednego z Członków Rady Muzealnej. Panowie dyskutowali na ważkie tematy. Ja odeszłam na bok. W tle dobiegały mnie rozmowy ale takie ciut za mgłą. Słyszałam przyciszone głosy rozmówców ale niekoniecznie słowa… Przycupnęłam w pokoju dziennym. Światło zza okna ślizgało się po ułożonym na stole nakryciu, prawie słyszałam trzask spieczonej skórki chleba który kucharka w pomieszczeniu obok kroiła, pewnie zaraz poda śniadanie… w pokoju obok pan wrócił z objazdu, zrzucił buty do jazdy konnej, jeszcze czuć zapach wiatru… zegar na kredensie miarowo odmierza sekundy, a w kuchni na oknie czas zamknięty w słoikach i wekach…
Ech… pięknie opowiedziana wystawienniczo historia… Nie wiem… Może ślizgające się światło, a może niski tembr męskich przyciszonych rozmów gdzieś w tle, a może nastrój miejsca… A może wszystko na raz… przeniosłam się na chwilkę w czasie…