Jaka jest Warszawa? Przestronna; wbrew pozorom nie jest aż tak rozległa i „z buta” można do wielu miejsc turystycznych dotrzeć gdy się zaokrętuje gdzieś w centrum; zielona; wszędzie sporo wron fruwa lub skubie coś tam na trawnikach; w sumie współczesna choć ślady przeszłości skrupulatnie przez mieszkańców poskładane z puzzli po wojnie – budzą mój niekłamany szacunek…
Crème de la crème tej rekonstrukcji historyczności, to Stare i Nowe Miasto czyli Starówka i Nowa Warszawa. Ależ tu kolorowo i kamieniczkowo! Z kilku stuleci przykłady architektury miejskiej. Tak na dobrą sprawę nie ma punktu centralnego. No bo Plac Zamkowy ale i Rynek Starówki (z tą syrenką, która bardziej mi się podoba!) i Rynek Nowego Miasta. Ale to nie ma znaczenia. Przechodzi się uliczkami od jednej przestrzeni do drugiej, po drodze jakieś zaułki i podwórka mijając – tak jakby się odkrywało nowe kolejne kurtyny a za każdą nowa scena. Kalejdoskop urbanistyczny. Początki sięgają chyba XIII wieku – i wieki średnie (choć ciut późniejsze) widać. Już w XIV wieku Stara Warszawa okazała się zbyt ciasna i pojawia się Nowa. Więc te ślady wieków średnich generalnie w obu przestrzeniach miałyby szanse ale najwięcej artefaktów tak od XVI i później. Hmmm… są jak w każdym mieście place, zaułki, kościoły, uliczki itd. ale fasady kamieniczek – wymiatają! Czasem zdobione złotem, czasem intensywnością żywych kolorów przyciągają wzrok, czasem jakieś sgraffito albo fresk. W głowie się kręci! I momentami dość leciwe (a na pewno gustowne) szyldy sklepów, restauracji i innych ważnych w krwioobiegu miejskim miejsc, wiszą sobie na fasadach jak kolczyki. Gwaru w czas zarazy nie ma. Puściutko. Z jednej strony smutno… Z drugiej – jest możliwość zatrzymania się i zauważenia drobiazgów, dzięki którym zaczyna się mieć przyjemność zwiedzania. Ktoś tam przysiadł na parapecie okna na poddaszu i łapie promienie wiosennego słońca. To idzie sobie kataryniarz i za chwilkę wysupła jakąś melodyjkę sennie rozłażącą się po ulicy. Ktoś tam gdzieś się speszy stukotem obcasów o bruk. Zapach świeżych bułek z jakiejś piekarni chyba. Gołębie i wrony skrzydło w skrzydło dziobią, zachowując karnie kolejność dziobania. Drobne oznaki życia miasta w anturażu historii…