W liceum (z kilku różnych powodów.. ) lubiłam włóczyć się po Kazimierzu, tym żydowskim, w Krakowie. Wtedy była to dzielnica mooocno zaniedbana, mooocno niebezpieczna i mooocno fascynująca i przyciągająca takie „duchy” myślące w poprzek…
Dzisiaj wybrałam się na Warszawską Pragę. Bo wiadomo – Praga! Te klimaty z krakowskiego Kazimierza jakoś mi się przeklejały mentalnie. A i wyobrażenie rodem z filmów, jakaś kapela podwórkowa, odrapane mury, szmerane podwórka, jakiś Antek pod budką z piwem, drobny włam przypadkowy (ten akurat widziałam tak po drodze i przypadkiem… ), jakaś drynda lub dzyndzaj przejedzie… No takie tam klimaty i tak się nastawiłam. Ale… Podwórka, półświatek ok ok… Ale zobaczyłam też przenikanie się czasu. „Starą” Pragę i wchodzenie w tą historyczną przestrzeń nową rzeczywistość. Trochę marketingową, trochę wykorzystującą tę turystyczną chęć „zobaczenia TEJ Pragi”, tak z dreszczykiem emocji bo to przecież niebezpieczna dzielnica jest… Nowe lub odnowione budynki, a tuż obok odrapane mury. Przestrzenie super art galerii, designerskich hal a tuż obok budy i sklepiki Bazaru Różyckiego. Klasyczne fasady odrestaurowanych kamieniczek i sąsiadujące z nimi gigantyczne murale. I gdzieniegdzie – perełki. Jakiś pomnik klimatyczny, ogródek dedykowany poetycko, tablice z info o tym co przed wojną tu było. Na koniec też dwa zabytki sacrum. No może nie są jakoś gigantycznie leciwe bo obydwa z XIX wieku ale… Dwie sąsiadujące ze sobą niemal, katedry: Sobór Metropolitalny Świętej Równej Apostołom Marii Magdaleny oraz Bazylika Katedralna Michała Archanioła i św. Floriana.
Hmmm… magiczne to miejsce, gdzie cienie historii mijają się z duchami przyszłości….