A dzisiaj poszłam sobie w kierunku MDM (Marszałkowska Dzielnica Mieszkaniowa). Ostatnio byłam tu w wakacje (właściwie bywałam – bo ze dwa razy chyba w bliskiej okolicy). Taka trochę dla mnie kulinarna przestrzeń. Na prawo od Placu Konstytucji zupełnie nieźle dają jeść gruzińsko, tuż obok indyjsko i bliżej nieco chińsko/japońsko. Po drugiej stronie Placu – słynne Koszyki. Ale na mojej prywatnej liście rankingowe niekwestionowaną żółtą koszulkę lidera ma „Sexy Duck”!
Nie wiem czy taka mentalna kalka jest normalna ale na Pradze – czułam się jak na Krakowskim Kazimierzu, na Starym i Nowym Mieście – jak w centrum Krakowa. A MDM? No to żywcem stara Nowa Huta Socrealistyczna architektura z połowy XX wieku. Nie najgorzej wygląda. Układ urbanistyczny miał być symetryczny względem Marszałkowskiej ale wyszło coś bardziej jak „V”. A architektonicznie – no jak w socrealizmie: arkady, monumentalne płaskorzeźby, attyki… To nie są jakoś mocno moje klimaty ale w sumie jest OK.
Drogę powrotną wzięłam łukiem i jakoś tak przypadkiem na Powiśle i Solec mnie ulice zaprowadziły. No też fajnie i jakoś tak architektonicznie płynnie mi się krajobraz zmieniał. Tutaj działał słynny (gł. z podpalenia w 1830) browar Weissa. Tutaj pałac Ostrogskich czyli obecnie Muzeum Chopina. Tak po drodze Most Poniatowskiego. I tutaj też legendy się plączą pod nogami. Na bulwarach Syrena (ok – ale i tak ta z rynku na Starówce bardziej mi się podoba), a obok Ostrogskich – złota kaczka pływa. Trochę po macoszemu potraktowali warszawiacy Bazyliszka, bo chyba nie ma w Wawie żadnego pomnika ani sadzawki a przynajmniej tak mi się wydaje (znam tylko fajne bazyliszkowe szyldy na Starówce). No ale w sumie można zrozumieć… Spojrzenie miał gad cokolwiek groźne. Pomnik nie pomnik – lepiej nie ryzykować…
Z Mirowa do MDM, potem Powiślem i Solcem, dalej Nowy Świat i obok Placu Powstańców Warszawy z powrotem Mirów… Nie wiem ile to kilometrów ale zaczynam je czuć w nogach…