Taka maleńka niepozorna wioska. Brody nieopodal Kalwarii Zebrzydowskiej. Historia zacna. Bo były to włości rodu Radwanitów, a najstarsze zapiski XIV wieku sięgają. Zwykle takie wioski maja piękny pejzaaaż (i tu tak właśnie jest! Zwłaszcza gdy jesienią w złotą godzinę słońce ciepłem promieni otula zielenie, żółcienie, rudości i burgundy drzew…) i świadomość (mniej lub bardziej powszechną wśród mieszkańców ), że historię to my mamy, że ooooo… ! Ale tutaj jest coś jeszcze. Centrum wsi to „Grobek”. Tak potocznie nazywa się Kościół Grobu Matki Bożej. To część dróżek kalwaryjskich, które w dwu przecinających się szlakach rozsypane są po okolicy. Ten w Brodach – ma przypominać sarkofag. W centralnej części ołtarz, na nim trumna i figura Maryi. Jak „Grobek” – to w sumie logiczne. Kościół rozbudowywany był. Między innymi o mur oporowy, przed fasadą figury apostołów, grota maryjna, obok – niewielki klasztor, ot takie tam. Warto też zobaczyć piękny architektonicznie dwór Brandysów. A kawałek dalej anielski most z widokiem na aleję, która z przystankami kaplic można pospacerować do samego sanktuarium kalwaryjskiego. Takie snucie się urocze w okolicznościach przyrody.
Ale co najpiękniejsze – to jednak jesienna kreacja. Wiem, wiem… mam lekkiego fioła na punkcie kolorów jesieni. No lubię – co zrobić. Ale tam naprawdę kolory jesienną porą potrafią o zawrót głowy jak nic przyprawić. Gdy się przysiądzie pod którymś rozłożystym drzewem… z boku barokowa fasada i apostołowie, którzy wyszli na przechadzkę… gdzieś tam na horyzoncie widać w lekkiej mgle wieże kalwaryjskie… grają jesienne preludium drzewa smyczkami gałęzi… słońce ostatkiem sił otula ciepłymi promieniami… Pięknie…