Małopolskie – Bobowa [NOWY POST]

Bobowa to piękne miasteczko słynące jako jedno z ważnych miejsc na mapie chasydyzmu w Polsce. Tyle wiedziałam. To znaczy przejeżdżałam przez Bobową kilka razy w życiu  (może i kilkanaście) ale jakoś nigdy nie miałam potrzeby by się zatrzymać i pozaglądać tu i tam. Kilka dni temu, obudziłam się, przetarłam oczęta i poczułam, że mam ochotę na wycieczkę i to do Bobowej. A że pokusy najłatwiej pokonywać – ulegając im, wsiadłam w autko, pojechałam.

Bobowa lokację otrzymała w 1339 roku. Kawał historii! Zygmunt z Bobowej był pierwszym właścicielem a potem Achacy Jordan przejął i w rękach Jordanów sto lat była. Potem kolejni właściciele… I właściwie tyle. Leniwie się życie toczyło (nadal tak jest), rzemiosło i handel się rozwijał, koronczarstwo (z tego Bobowa słynie) się ugruntowało i produktem eksportowym dla miasta stało… Swoją drogą wszędzie w Bobowej piękne koronki klockowe widać. Nawet murale takie mają.

Jak w każdym małopolskim miasteczku społeczność była zróżnicowana narodowo i religijnie. W Bobowej mieszkali katolicy, bracia polscy i osoby praktykujące judaizm; Polacy i Żydzi. W połowie XIX wieku w Bobowej osiadł cadyk Szlomo Halberstam (to wnuk Chaima z Nowego Sącza, który Szlomo osieroconego wychował). Mądry facet był ten Szlomo, więc nie dziwić się należy, że dość szybko zaczęli się gromadzić wokół niego uczniowie i powstała dynastia chasydzka bobowska. Zaczęła w Bobowie nawet jesziwa działać. Dzisiaj miejsce po budynku jesziwy tylko jest znane i dom cadyka gdzie był – też…

A co zwiedzić? Był zamek Berdechów. Ale dzisiaj tylko bardzo wprawne oko historyka lub architekta dostrzeże gdzie. Jest dwór Długoszowskich, znany z tego ze się Wieniawa- Długoszowski tu wychował. Są też dwa średniowieczne kościoły. Aż dwa w tak niewielkiej miejscowości i obydwa średniowieczne! Kościół Wszystkich Świętych (w XVI wieku był zborem protestanckim) tyle razy przebudowany, że teraz już bez stylu. Kościół św. Zofii był cmentarnym. Też go historia nie oszczędzała ale ten zdecydowanie ładniejszy i z wystrojem bardziej spójnym z historyczną konwencją.

Jest też wyjątkowa synagoga. Zbudowana w 1756 roku murowano-drewniana. Do Sali modlitw wchodzi się parterem, do babieńca po schodkach i balkoniku. Byłam przekonana, że zobaczę ją tylko z zewnątrz (bo niedziela i zwykle wszystko i tak pozamykane…). Na drzwiach kartka z numerem telefonu. Dzwonię, choć pora obiadowa. Miła pani pyta czy przy synagodze jestem. „Aaaa obiad poczeka, otworze pani” słyszę w słuchawce. Ojej… Pani przyszła po dwu minutach, z energią opowiada że ponad 20 lat ma klucz… W synagodze rusztowania, konserwacja wnętrza się toczy. Aron ha-kodesz piękny! Cały w zielonej sztukaterii (coś mnie ten kolor w synagogach śledzi… 😊). Część polichromii już odnowiona: jest szofar i widok Jerozolimy itd. Wzruszona postawą pani, dziękuję jej najpiękniej jak umiem i idę na cmentarz. Przecież po to przyjechałam… Znaleźć go bez GPS – niemożliwe! W szczerym polu. Podjeżdżam, parkuję. Jestem jedyną osobą w zasięgu wzroku. Podchodzę do zamkniętej na kłódkę bramy. I… podjeżdża pan na hulajnodze. Pyta czy mi otworzyć bo i tak coś tam ma do zrobienia na cmentarzu. Szeroko otwieram oczy… Wchodzę. Macewy mniej więcej w rzędach; osobno ogrodzone te żydowskich żołnierzy austriackich. Pan z uśmiechem pyta czy mi ohel otworzyć. No jasne!

Wyraźnie cadyk Szlomo chciał ze mną pogadać… A może to ja chciałam z nim parę spraw omówić…

2 komentarze

  1. Nobel, fajnie czyta się odczucia i religijne zasady, tradycje, Uklon

    1. Bardzo mi miło! 🙂 Zachęcam do poczytania i pooglądania kolejnych wpisów. Ukłony łączę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *