Jakiś czas temu byłam (ze wspaniałą ekipą cudownych znajomych a i równocześnie specjalistów od sztuki, muzealnictwa, zarządzania kulturą i innych takich) w Kurozwękach. To była moja kolejna wizyta w tym miejscu na przestrzeni kilku lat i… nic się nie zmieniło! Kurozwęki to zespół pałacowo parkowy. Miejsce z historią. Zamek tu był od poł XIV wieku a potem w XVIII przebudowa w kierunku pałacowym. Same Kurozwęcki i w literaturze i w filmie się przewijają… W obecnym obiekcie – parkowo, no ok. Bizony hodowane na miejscu łażą sobie w zagrodzonych przestrzeniach, jakieś tam inne zwierzaki też. Kawiarnia i restauracja serwuje jakiś jedzonko. Fasady obiektów odrestaurowane kuszą by wejść do środka a wejść można wyłącznie z przewodnikiem. Nas oprowadzał miły Pan w dresie, który posiadał tekst wykuty na pamięć i z zaangażowaniem i emocjami go recytował. Przy czym co ważne – nie należało robić krzywdy Panu pytaniami… Obiekt i kolejne jego sale… cóż… Właściwie w którejś tam kolejnej sali nie ukrywaliśmy już śmiechu… No nie dało się… To wyglądało jak składzik rzeczy niepotrzebnych przyniesionych przez okolicznych mieszkańców… W sali udającej jadalnię plastikowe „siedzonko” dla dzieci. No fakt wyglądało na stare ale żeby aż tak… Na salach ekspozycyjnych niepotrzebne rzeczy, jakieś kartony władowane na szafę lub zza niej wystają smętnie lub zwisają ponuro. No co? Nie zmieściły się i nie było pomysłu gdzie je … Właściwie mogłabym się tu wyżyć intelektualnie, komentując salę za salą ale… oszczędzę. Miejsce ma potencjał. Ale myślę, że albo trzeba zatrudnić kreatywnych SPECJALISTÓW, albo nie udostępniać aż będzie skończony (bo że w remoncie – widać…)
Ale po parku połazić, gdy pogoda sprzyja – miło…