Kraków – Opera Krakowska „Aida”

Nie ma nic piękniejszego niż odwzajemniona miłość. Takie uczucie pomaga góry przenosić i sprawia, że nie ma rzeczy niemożliwych! Ale też nie ma nic straszniejszego niż miłość nieodwzajemniona. Złamane serce to jeden z największych bóli jakie można sobie wyobrazić.  I o tym jest „Aida” Verdiego. Radames kocha Aide a ona jego. On jest egipskim wodzem – ona córką etiopskiego króla (tyle, że akurat aktualnie robi za niewolnicę na dworze faraona…). No byłoby pięknie gdyby Etiopia i Egipt wojny nie prowadził. No i jeszcze Amneris, córka faraona beznadziejnie zakochana w Radamesie.

Właściwie to nie wiem kogo mi bardziej żal w tej operze. Cierpiącej z miłości Amneris czy walczących o swoją miłość Radamesa i Aide. Taką miłość po grób. Par excellence po grób w tym przypadku…

Opera Krakowska chyba zaczęła specjalizować się w operach Verdiego! Po fantastycznym „Nabucco” teraz równie porywająca „Aida”!

I tym razem fenomenalnie zagrała scenografia, kostiumy i charakteryzacja. Wszystko w fioletowych czerniach i ugrowym złocie. Tylko tyle… Aż tyle. Kostiumy Egipcjan inspirowane neme – złoto czarnym nakryciem głowy faraonów. Kostiumy Etiopczyków utrzymane w tej samej kolorystyce ale mocno inspirowany strojami znanymi z dworu cesarzy Etiopii. Scenografia minimalistyczna i monumentalna zarazem. Całość nie była dosłowna. Ale perfekcyjnie i intuicyjnie przenosiła widza w klimat Egiptu. Prawie czułam się jak w Memfis. Luksorze albo innym Edfu. 😊 Dosłowność na scenie wcale nie musi być potrzebna by się mentalnie przenieść w odległe czasy i miejsca. Może to być tylko sugestia miejsca (kolorem, bryłami tworzącymi scenografię, światłem) ale jeśli jest doskonale osadzona w realiach czasów o których opera opowiada – robi robotę!

A muzyka? No poniosła! Właściwie to ja nie wiem kogo wspomnieć. Bo cała obsada harmonijnie stworzyła idealną całość.

Konkluzja? Chapeau bas !!!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *