Nie wiem co bardziej sensualne – jej obrazy, czy jej portrety? Bo że Łempicka kipi erotyczną kobiecością – to jasne. W Nowym Gmachu w Krakowie – wystawa. Spore nagromadzenie prac malarki. Sprowadzone zarówno z różnych kolekcji europejskich jak i z Ameryki. Ale są też niesamowite foty. do których pozowała. Sporo. I do tego całość fantastycznie pokazana wystawienniczo! Mrokiem otulone obrazy, za woalami półprzeźroczystych zasłon, kuszą… Portrety znane i sztandarowe ale i takie będące zaskoczeniem! Erotyczne akty, martwe natury, symboliczne lub alegoryczne przedstawienia. Niezależnie co było tematem obrazu (choć dla Łempickiej – najczęściej był to człowiek) – jej kompozycji nie sposób pomylić. Są niecodzienne, wyraziste, pod prąd, tak zwyczajnie inne…
Potrafiła doskonale kreować swój wizerunek! Nie tylko samo malarstwo ale też to jak się nosiła, jak była postrzegana, jak tworzyła swój niepowtarzalny PR. To wszystko jest spójne artystycznie i niebanalne! Często i chętnie pozowała, czasem sama zamawiała sesje u znanych fotografów. Niby portrety jak portrety. W kanonie ówczesnej fotografii – choć zawsze na wysokie „C”! Ale to niesamowite jak potrafiła grać spojrzeniem. Ona te fot-portrety spojrzeniem – malowała…
„Niczego, co robiłam, nigdy nie robiłam tak jak inny. Zawsze robiłam wszystko jakoś inaczej” – RACJA!!!! Monotonia i rutyna najszybciej zabijają. I są w stanie zamordować generalnie wszystko! Bać się ich należy i uciekać od nich szybciutko… Łempicka, miała chyba rację.