To, że w muzeum można pooglądać – jasne. To, że często można też posłuchać bo coś tam w tle muzyka lub odgłosy – to też jasne. Czasem się zdarza, że coś można wziąć do ręki, poznać przez dotyk. Ale, że można też powąchać??? No to się rzadko zdarza. Ale w Krakowskich Pałacu Krzysztofory (Oddział Muzeum Krakowa) sporo niesamowitych i zaskakujących rozwiązań jest. W Krzysztoforach tak już mają że zaskakiwać niestandardowymi pomysłami lubią i wiedzą jak to zrobić! Tym razem takim bardzo pozytywnym zaskoczeniem wystawienniczym jest czasowa wystawa „Wincenty Wodzinowski Czuły obserwator”. Zasadniczo malarz znany. Może nie z pierwszych szeregów tak dla przeciętnego zjadacza chleba ale w bardzo wielu muzeach jego prace wiszą. A że twórcą był płodnym to i jest czym dzielić. Pierwsze skojarzenie z twórczością Wodzinowskiego – wieś krakowska. Na jego płótnach jest baaardzo kolorowo ale i krakowiańczczyzna w jej wszelkich odmianach kolorowa jest mocno – na stroje wystarczy popatrzyć! Zatem „kolorowe farbki” Wodzinowski brał i kolorowo ale i z czułością malował… życie wsi podkrakowskiej, Tak na co dzień, tak od święta, tak w smutnych momentach i tak w bardzo radosnych. A malował pięknie. Na jego obrazach słychać prawie muzykę kapeli i przyśpiewki i czuć prawie zapach koszonej trawy… A w Krzysztoforach – nawet dość dosłownie… Bo w salach dedykowanej tej części twórczości Wincentego słychać śpiew ptaków jakieś odgłosy wsi… A kto nie wie jak pachnie siano (nie oszukujmy się większość zwiedzających nie wie… ) może powąchać bo w dedykowanych skrzyneczkach świeże sianko czeka niczym we flakonikach z perfumami Dalej Wodzinowski jako legionista. Grafiki, portrety, mundur – wszystko w anturażu bieli ścian i podłóg by rozedrganą w kolorach opowieść wsi podkrakowskiej uspokoić, by widz nie miał wątpliwości, że to już inna część życia artysty. Potem kolejne sale to Wodzinowski – portrecista. Takie portrety, że portrety ale też portrety w kostiumach. Moda na rustykalne klimaty co jakiś czas się pojawia i przybiera różną formą. Wtedy – było to przebieranie się w kostiumy inspirowane (często dość dosłownie) strojami krakowskimi. Dlaczego tak? Bo stroje krakowskie ładne są i basta! Ale też dlatego, że ludyczność zwłaszcza ta krakowska była trochę symbolem, trochę manifestacją przekonań patriotycznych, narodowych – polskości po prostu. Więc się portretowano w serdakach, kwiaciastych chustach itd. itd. itd. A na zakończenie kilka pejzaży, którym na wystawie zdarzyło się wyśliznąć z ram i zająć ciut więcej miejsca. Porozciągały się leniwie na ścianach i zasłony i takie letnio i wakacyjnie sobie leżakują.
„Wincenty Wodzinowski Czuły obserwator” – wystawa, którą można obejrzeć, usłyszeć, dotknąć i powąchać… Zwykły -niezwykły krakus, zwykły -niezwykły artysta, zwykła-niezwykła wystawa, zwykłe-niezwykłe muzeum… No jak nie pójść?!