Tak właściwie trochę w klimacie czasów, bo farmaceutycznie… „Apteka pod orłem” czyli oddział Muzeum Krakowa. To opowieść o słynnym aptekarzu Tadeuszu Pankiewiczu – właścicielu niniejszego przybytku, ale i opowieść o holokauście oraz o tym jak udawało się zachować w tych najgorszych czasach – człowieczeństwo. Pankiewicz to przecież nie tylko aptekarz ale i Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata… Generalnie aptecznie tu, co wyjątkowo nie dziwi. W samym pomieszczeniu głównym i laboratorium – ampułki, flakoniki, menzurki i setki słoiczków, łyżeczek, moździerzy, które do preparowania mikstur i medykamentów służyły. Ale oprócz receptur na medykamenty, można znaleźć też na wystawie recepty na przeżycie w realiach getta… Wystawienniczo – jak większość w MK – fajne. Spójne, logiczne, dobrze skomponowane. Eksponaty i rekonstrukcje, przeplatają się z instalacjami i wyświetlanymi materiałami filmowymi. Gdy się poszpera i skusi człowieka by uchylić np. szufladę – po łapkach się nie dostanie. A ciekawość nagrodzona zostaje odkryciem np. fotografii. Aż tak sobie myślę, co jeszcze można odnaleźć zaglądając do którejś z menzurek… kto wie, a nuż jakiś oczekiwany pomysł na specyfik ratujący dziś życie… kto wie… Z bycia kołem ratunkowym lub tarczą, podobno się nie wyrasta. To taki odruch bezwarunkowy, który uruchamia się, gdy ktoś obok wsparcia lub obrony potrzebuje. Hmmm… zadziała….?