Twierdza Kobiet – brzmi intrygująco. Właściwie to Banteay Srei, ale Twierdza Kobiet bardziej ekscytująco brzmi i uruchamia wyobraźnię. Kompleks stanowi jedną z części Angkor. Świątynia poświęconą Hindu i Śiwie, wzniesiona została podobno z inicjatywy dwu braci Yajnavaraha i Vishnukumara z kasty Ishanapura. Cała koncepcja architektoniczna jest w trójpodziale. Zbudowana z czerwonego piaskowca. Jak na Angkor – niewielka gabarytowo. Ale nie to istotne. Czerwono – ceglasta świątynia to maestria sztuki zdobniczej. Koronkowe dekoracje wykute w piaskowcu przyprawiają o zawrót głowy. I wcale się nie dziwię, że w świątyni tej takie mnóstwo apsar (stąd nazwa). Wszak kobiety – zwłaszcza jeśli są boginiami, cenią sobie piękno otoczenia! Mnóstwo koronkowych płaskorzeźb i reliefów zdobiących portyki; cudowne roślinne i zoomorficzne zdobienia pokrywają całe ściany. Całe stado kamiennych zwierzaków, bo i słoń Ajrawata i gromada małp. Ale też bogowie spacerują. Natknąć się można na Śiwe i jego żony Ume, boga Wisznu pod postacią Naraszimhy, demona Hiranyakashpi itd. itd. Świątynia leży raczej na uboczu, ale ze wszech miar warto! Za każdym zakrętem pojawiają się nowe zaskakujące miejsca, wieloplanowe perspektywy, zakamarki – cudownie!
A gdy się wyjdzie już poza mury świątynne, natknąć się można na muzykujących w pojedynkę lub grupowo mężczyzn. Muzykujących (dla europejskiego ucha) to zbyt wiele powiedziane. To raczej rytmiczne dźwięki z melorecytacją. Ale wibracje i rytm uruchamiają emocje i zmysły… a zapach, upał i widok – potęgują doznania…