Twierdza Belvoir – jedna z najlepiej zachowanych fortec krzyżowców na terenie Izraela. Takich od XI wieku powstawało mnóstwo, co w sumie oczywiste. Miały funkcję obronną ale też zapewniały miejsce schronienia na przykład dla kupców lub pielgrzymów zmierzających do „Ziemi Świętej”. Belvoire rozbudowany do najpotężniejszej fortecy Szpitalników został w 1168 roku. I dość szybko się przydał. W 1182 roku spora bitwa się tu stoczyła – sułtan Saladyn podjechał. Ale całość skończyła się swoistym patem. Przy czym po jakimś tam czasie sutann z powrotem wrócił – oblegał – i w sumie zdobył. W XIII wieku wrócili do twierdzy krzyżowcy – ale na krótko.
Belvoir znaczy w wolnym tłumaczeniu tyle co „piękny widok”. I fakt panorama – cudna, ale taka monochromatyczna. Jakoś mocno mnie to nie zdziwiło – tak tam jest. Nawet zwierzaki kolorystycznie wpisują się pejzaż. Trochę im się nie dziwię. Taki kamuflaż. Jakieś ptactwo pod nogi właziło, kopytne gdzieś tam się w trawie pojawiały. Ale gdy na rozwalonym murze zobaczyłam wielkie, poważne dwa lub trzy sępy – jakoś ciut nieswojo mi się zrobił… Ruiny, wiatr hula, pył i piach roznosi, i te wyczekujące sępy… no nieswojo…