Jakiś czas temu, wyleczyłam się z rekomendowania miejsc do pozwiedzania „po drodze” (no chyba, że jestem uczestnikiem wyjazdu i mogę poopowiadać i palcem wskazać gdzie patrzyć 😉 ). Kiedyś znajomy zapytał mnie co można zobaczyć po drodze do Rzymu (jechał w interesach). Bez wahania wypaliłam – Rawenna! Wrócił. Z przejęciem dopytuję – i jak? Podobało się???? (nie spodziewając się oczywiście żadnej innej odpowiedz prócz peanów i zachwytów…) Chwila ciszy… i… „E no… kupa kamieni…” Najpierw fuknęłam! Ale zaraz potem myśl… No przecież facet nie jest ani historykiem, ani kulturoznawcą, ani historykiem sztuki, ani artystą…. Po prostu wracał z Rzymu, który generalnie i zawsze powala. A ja mu proponuję miasteczko właściwie, z budynkami z zewnątrz faktycznie takimi sobie po tym rzymskim barku. Zapytałam „A do środka któregoś kościoła wszedłeś”. „Nie… Po co???” No właśnie… Rawenna zachwyca!!!!! Zachwyca jednak wnętrzami!!!! Nie przypadkiem zostały nazwane przedsionkami raju!!!. Całe ściany, sufity, podłogi, kolumny i co tam architektura dała – a architekt zaprojektował – udekorowane mozaikami. Wielobarwne kamyczki (szlachetne, półszlachetne, płatki złota lub srebra – no różnie) ułożone jak sztuka każe – pod różnym kontem w stosunku do siebie, zachwycają już same z siebie. A gdy jakiś zabłąkany promień światła wpadnie przez okno, na ścianach pojawia się wielobarwna tęcza upstrzona migocącymi gwiazdami, które nie wiedzieć kto tu porozsypywał… I wszystko zachwyca… I San Vitale ze słynnymi procesjami cesarskimi (Justyniana i Teodory), i trzej królowie (jeden z pierwszych przedstawień – że trzech) biegnący do tronu Maryi i Dzieciatka w Sant’apollinare Nuovo, i złote rybki pływające w krypcie pod ołtarzem w kościele franciszkańskim i … i generalnie Rawenna jest niesamowita!!! Tylko trzeba zaglądnąć przez dowolnie wybrane uchylone drzwi…
Jakoś nie dziwie się, że Dante gdy go wygnali z Florencji, tu właśnie zamieszkał. Mało tego, nawet po śmierci też życzył sobie tu spoczywać. Mieszkańcy Rawenny jak lwy bronili jego prochów przed wywiezieniem przez florentczyków… Hmmm…. Widać miał rację, że wybrał Rawennę. 🙂
Niby niewielkie w sumie miasto – ale tyle piękna na metr kwadratowy… Mauzoleum Galli Placydii córki Teodozjusza I. Kojarzy się głownie ze słynną mozaiką Dobrego Pasterza. Ale… Wchodzę do środka… Otula mnie ciepły półmrok, bo światło sączy się do środka przez alabastrowe okna. W narożnikach płoną sporych rozmiarów świece. Ich płomienie wesoło (mimo, że grobowa atmosfera w sumie przecież…) migocą, mrugając zaczepnie do zwiedzających. I podniosłam, przypadkiem prawie wzrok ku górze. Nade mną lazurytowe niebo, upstrzone dziesiątkami złotych gwiazd… I w każdej z nich płomienie wesołych świec odbijały się setką iskier… A na środku blaskiem złota świecił krzyż.
Dwa baptysteria w Rawennie – ariańskie i ortodoksyjne. Budynki funkcyjnie kompatybilne. Bo i co tu nawymyślać. Na środku basem chrzcielny gdzie przez pełne zanurzenie nowo ochrzczonych do wspólnoty przyjmowano. Swoją drogą to dobry był patent. Gdy się takiego kandydata pod wodą ciut przytrzymało, i wreszcie się wynurzył, i powietrza podtopiony – łyknął, to naprawdę czuł, że go nowy duch wypełnia!! Ale nie o tym. Centralnie nad basenem, w jednym i drugim przypadku mozaikowa scena chrztu Chrystusa. I wszystko jest. Jezus w wodzie stoi. Obok św. Jan z jakąś tam miseczką. Gołębica Ducha Świętego frunie. I… jeszcze jakiś gość obok siedzi… I dziwne bo Biblia nie wspomina o nikim takim… Broda, jakiś kawałek sitowia w ręku, oparł się o naczynie, z którego woda cieknie… To personifikacja rzeki Jordan (u ortodoksów nawet podpisana). Hmmm… i nikomu to nie przeszkadzało… Taki naturalny przecież mentalnie mix. Tradycja i kultura antyku, ochrzczona nową religią i ozdobiona orientem…