Indie – Thar

Ostatnio ktoś powiedział mi, że gorące i gwarne kraje nie służą przemyśleniom i podejmowaniu życiowo ważnych decyzji. To prawda! Do takich, lepszy jest chłód północy lub filozofia dalekich krańców Azji – i w komplecie długie wieczorne rozmowy albo równie długie pomilczenie sobie.

Przypomniało mi się jednak miejsce, które w świadomości wielu jest kwintesencją rozmyślania, medytacji, przygotowywania się na nowe… PUSTYNIA. Ta, o której pomyślałam to Thar czyli Wielka Pustynia Indyjska. To taka „prawdziwa pustynia”, nie żadne kamieniste pustynie Izraela lub ilaste – Iranu. To taka pustynia, że pustynia! Jest cudowna. Idealny w barwie i konsystencji piasek przesuwa się pod stopami. Piach układa się w barchany a wiatr szybko zaciera ślady stóp intruzów, którzy swoją obecnością chcą zakłócić harmonię miejsca. Gigantyczna kula słońca wisi nad horyzontem i wieczorową porą ogniście toczy się po nim. Taki klimat, że tylko jakiegoś Lawrence brakuje (wiem, wiem! Nie ta pustynia, nie ten klimat i nie ta historia! Ale każda z pustyń, zawsze przywołują mi w pamięci ten film ;)). I to na tyle jeśli chodzi o klimat do medytacji – bo… Podobno Thar to jedna z najbardziej zaludnionych pustyń świata. Nie wiem czy tak jest ale faktycznie doświadczyłam tłumów! Najpierw przydługa droga. OK na grzbiecie wielbłąda, ale to nie jest najwygodniejszy z możliwych środków lokomocji. Bydle człapie powoli ale chybotliwie, a siodła, cóż… A potem dzikie tłumy czekające hałaśliwie na zachód słońca. Lokalni przewoźnicy nawołują i kłócą się o turystów. Ktoś gra na instrumencie niewiadomego pochodzenia (gra – to za wiele powiedziane. Raczej wydaje dźwięki.). Nawet „mój” wielbłąd miał dość i rozłożył się cielska tobołem. 🙂

Lubię pustynie wieczorową porą, ale na podejmowanie życiowych decyzji lepszy chłód północy lub krańce Azji…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *