Świątynia szczurów w Deshnok niedaleko Bikaneru to dość wyjątkowe miejsce. To świątynia hinduska gdzie szczury nogi podkładają. Są ich tutaj setki. Łażą po ścianach, pełno ich na korytarzach i dziedzińcach… Nie boją się ani pobożnych pielgrzymów, ani zdziwionych i zainteresowanych turystów. Z gracją kosztują wodę wystawioną tu i tam w okrągłych misach, lub degustują pozostawiane dla nich kąski. Czasem po prostu leniwie prezentują się, lub biegną gdzieś w swoich sprawach. Skąd się wzięły? W świątyni czczona jest Kari Mata – to jedno z wcieleń bogini Durgi. Urodziła się 1387 w niewielkiej wiosce. Była ascetką, słynęła z mądrości i dobroczynności. Dokonywała licznych cudów. Gdy utonął jej syn (niektórzy twierdzą, że siostrzeniec) – chciała przywrócić go do życia. Młodzieniec odrodził się jednak już pod postacią – szczura! Potomkowie Kari Maty (a jest ich w okolicy sporo) do dzisiaj wierzą, że po śmierci odrodzą się pod postacią szczura i zamieszkają w świątyni. Warto wypatrywać białego szczura – to ponoć wcielenie samej bogini. W sumie taki rodzinny interes…
Bardzo tu różowo. Nie do końca uważam ten kolor, więc czułam się trochę jak w landrynkowym domku dla lalek. To znaczy, czułabym się gdyby nie dodatkowa atrakcja w postaci wspomnianych wyżej zwierzaków. Dla jasności – szczur to szczur. Zwierzę jak każde inne, a i czasem nawet futerko ma ładne… Wiem, zarazy roznoszą i generalnie, choć inteligentne, nie cieszą się wyjątkową estyma. Ale sam ich widok nie był dyskomfortowy. Dokuczliwy okazał się wszechobecny smród! Przy czym trudno było stwierdzić co intensywniejsze smród szczurów, czy smród gołębi, których tu niewiele mniej niż gryzoni. Tak czy tak – wyjątkowe to miejsce.