Indie – Delhi

Ostatnio skomentowałam fotę kolegi. Taka fajna fota z jakiegoś zakątka Indii. „Wiesz – chaos trochę… ”. Odpowiedź poszła natychmiast „Takie są … Indie!!!”. Pełna zgoda! Takie są Indie. 😊 Zwłaszcza dla takiego ktosia jak ja, który odbiera i zapamiętuje to co dookoła nie tylko przez obraz ale i zapach, dźwięk, dotyk… No są… Ale…

Delhi to jedno z bardziej hałaśliwych miast Indii. 24 h na dobę – klaksony „na full”, muzyka, głośne rozmowy, nawoływanie, śmiechy, modlitwy wszelkich możliwych religii i wyznań itd. itd. itd. Wszędobylskie, wdzierające się bezczelnie, wszelkie kolory świata i wszelkie jego zapachy… Trudno się dziwić w sumie. Tu miasto na mieście się wznosi i z niego kiełkuje, wyrasta. Na gruncie jednego wyrastało kolejne, ślady poprzednika wykwitały, przedzierały się nieśmiało jakby zawstydzone trochę nowym ale mające świadomość swojego znaczenia. Są zabytki sprzed wieków, bo jest kompleks Qutub, XVII wieczny Wielki meczet zwany piątkowym, czerwony fort z tego samego wieku… Ale też z historią zupełnie świeżą. Na przykład Brama Indii zbudowana przez Ludwina Lutyensa dla upamiętnienia żołnierzy indyjskich którzy polegli w trakcie I wojny światowej. Albo ogromna Bahaistyczna Świątynia Lotosu która robi wrażenie nie tylko formą architektoniczną ale i mocno odcinającą się od pejzażu Indii bielą. Najbardziej (przynajmniej dla mnie – bo faceta ceniłam bardzo) emocjonującym miejscem jest Raj Ghat i miejsce pamięci Mahatmy Gandhiego.

Ech…. kalejdoskop przedziwny historii. I tak od VIII wieku (a i chyba wcześniejsze też ślady).

A co z tym chaosem, hałasem, zgiełkiem… No niby jest… Ale w tym młynie, gdzieś ktoś przysnął na chodniku w cieniu, zmęczony upałem; ktoś zagłębił się tak w swoich myślach, że świat mu się zatrzymał; czyściciel uszu z uwagą skupia się na swojej robocie (precyzja tu ważna! ); kobieta jakaś sprzedaje bransoletki na kostki i zamyślona pobrzękuje cichutko dzwoneczkami biżuteryjnymi; cisza otula Vir Bhumi…

Chaos, zgiełk… a w nim cisza, zatrzymanie się na chwilę… Indie przedziwne jednak są…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *