Indie – Agra, Czerwony fort

Delikatna biel czule otulona mocnym ramieniem rudawej czerwieni. Takie połączone odległe światy w harmonijnym duecie, które wyrosło na granicy lasu (tak można przetłumaczyć pierwotną nazwę Agra)… Pałac, który stał się więzieniem dla Szahdżahana, który mógł tylko patrzyć stąd na grobowiec swojej miłości – Tadż Mahal. W sumie słabo, bo zamknął go tam jego własny syn, przy okazji roztrwaniając nie mały majątek imperium na bezsensowne walki…

Tysiące robotników wznosiło około 500 budowli, które składały się na szesnastowieczny Czerwony Fort w Arze. Przy czym tę nazwę Fort zyskał po przebudowę w II poł XVI w. Faktycznie czerwony – to znaczy z czerwonego piaskowca więc taki trochę między ochrą a sjeną paloną, ale niech będzie że „czerwony” 😉. W środku – białe marmury pięknie kontrastują na tle czerwieni murów zewnętrznych. Wyrafinowana koncepcja z makijażem mozaik, kameryzacji, złoceń. Jak to w fortach Radżastanu – trudno się skupić na jakimś konkretnym zakątku. Jest fantastyczny, chyba jeden z najpiękniejszych w Indiach – perłowy meczet; są niesamowite pałace – pałac luster na przykład, cudowne relaksacyjne ogrody, pawilony z salami do audiencji. Tu był słynny pawi tron z mnóstwem rubinów, szmaragdów, brylantów i ze słynnym diament „Koh-i-noor”, który każdemu właścicielowi przynosił sporo… nieszczęść. Od popadania w obłęd i choroby do podtruwania i takich tam atrakcji. Trudno było wejść do fortu bez zaproszenia, choć w sumie strażników nie było… Podobno z jednej strony – pomiędzy murami wśród zasadzonych tam dżunglowatych roślinek spacerowały tygrysy, a z drugiej strony w fosie pływały sobie krokodyle. Jedne i drugie gotowe serdecznie powitać nieproszonych gości.

Fort, jak to fort – trochę przeszedł… Gdzieś tam nawet widać te burze… Ale mnie i tak uwiódł dziwnym pięknem. I proszę nie pytać dlaczego. Nie wiem… Po prostu – bo tak! 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *