Ostatnio kolega powiedział mi, że nie ma w Hiszpanii brzydkich miast. Choć zasadniczo lubię się kłócić – muszę mu przyznać rację. Nie ma takiego pojęcia jak zbyt częste podróże w tamte rejony (celowo takiego sformułowania używam mając świadomość różnorodności i zarazem podobieństw np. Katalonii, Balearów, Galicji, Andaluzji, Aragonii itd. itp.). Generalnie jednak w Hiszpanii nie ma brzydkich miast!
Kilkakrotnie miałam okazję być w katalońskiej Gironie. To chyba jedno z cudowniejszych średniowiecznych miast Hiszpanii. Miasto założył Pompejusz ok 79 pne. W V wieku przeszło w ręce Wizygotów a potem Arabów. Karol Wielki podbił na chwilę miasto. Przez kilka dobrych wieków prężnie rozwijała się tutaj gmina żydowska. I właściwie każdy z tych okresów, każda z tych religii i kultur, odbiła na mieście swoje piętno, każda pozostawiła swój ślad.
Najważniejszą świątynią miasta jest Catedral de Santa María. Zaczęto ją budować w XI wieku – skończono w XVIII. Wzniesiona na miejscu wcześniej istniejącego tu mauretańskiego meczetu. Jak to w Hiszpanii, kościół jest bogato zdobiony, wręcz koronkowo, ale największe wrażenie robi – największe gotyckie sklepienie na świecie! Jest też romańsko-gotycko-barokowy kościół Sant Feliu, który skrywa w swym wnętrzu nagrobki z czasów rzymskich. Poza tym kilka klasztorów, łaźnia arabska, wielka żydowska dzielnica El Call, fantastyczne mosty, a na deser odrobina Secesji, niczym lukier okrasza ten stylowy przekładaniec.
Któregoś razu do Girony zaglądnęłam tak po drodze, przy okazji. I… trafiłam na cudowny anturaż. Całe miasto obsypane kwiatami. To nie jest figura retoryczna! Dosłownie obsypane! Kwiaty wysypywały się ze wszystkich okien, oblepiały ulice i domy, walały się po schodach i podwórkach… Cudownie pachniało, cudownie łechtało estetyką barw, cudownie po prostu było… Jak się później okazało trafiłam na coroczny festiwal kwiatów. Girona wówczas, przez kilka majowych dni przeradza się w mozaikę kwiatowych kompozycji, muzyki, światła… i jeszcze szmer fontann. I jeszcze zwykle w tym samym czasie A Capella festival….
Chyba nabieram ochoty na to by odwiedzić po raz kolejny Hiszpanię… W Hiszpanii nie ma brzydkich miast!