Pamiętam że dotarłam do Cáceres jakimś późnym popołudniem. Słońce delikatnie otulały promieniami rozgrzane upałem dnia mury miasta. Jeden z kościołów jest na wzniesieniu. Nie pamiętam który. Podeszłam do okalającego go murowanego ogrodzenia. Widok na miasto był cudowny. To jeszcze nie zachodzące słońce. To nawet nie była jeszcze złota godzina. W kolorach miasta czuć było nadchodzący przyjemnie chłodny wieczór.
Jak w wielu miejscach w tym rejonie – metryczkę wyprowadzić można od prehistorii. Potem ślady rzymskie. W wiekach średnich raz muzułmanie a raz chrześcijanie miasto zajmowali. Ot, dzieje…
Pałace, fortyfikacje, muzea – to jasne. Sporo ich w mieście. Ale dla mnie Cáceres architektura sakralną stoi. Może przez ten widok brunatno brązowej panoramy miasta najeżonej wieżyczkami kościołów, który mam przed oczyma… Najważniejszy – to chyba XV- wieczna katedra NMP. Ale gotycki jest też kościół Jana i ten Mateusza i nieopodal Jakuba. Trochę późniejszych świątyń też jest. Na przykład barokowe sanktuarium Matki Bożej Górskiej. To chyba stojąc obok tego kościoła oglądałam panoramę miasta… Trudno się dziwić w sumie że w tak naszpikowanym kościołami mieście (wcale nie aż tak dużym) spektakularnie obchodzone są święta religijne. Zwłaszcza procesje w Wielkim Tygodniu które ulicami miasta idą – w zupełnej ciszy… A za dwa dni (23 kwietnia) będą obchody św. Jerzego. Wtedy organizowany jest uliczny spektakl w trakcie którego rycerz zabija wielkiego smoka. Biedny gad…