Niedawno znajoma przysłała mi zdjęcie z gór z podpisem „pozdrowienia od Taty”. Nie od razu „zaskoczyłam” ale po chwili przyszła refleksja. Coś w tym jest, góry mają taki panteistyczny klimat. Są ludzie, którzy góry kochają. Przestrzeń, bezmiar itd. itp. Zdobywają szczyty, a na pytanie po co, odpowiadają – bo są. Nie należę do takowych. Czasem jednak gdy zdarzy mi się np. przejeżdżać przez pasma górskie, wpadam w zachwyt. Połączenie barw, światła, wyłaniających się kolejnych planów! Niewielu artystów jest w stanie uchwycić ten ułamek sekundy w którym doświadcza się prawdziwego zachwytu. Takie wspomnienia towarzyszą mi na myśl o gruzińskim Kaukazie. Gdy podróżuje się Drogą Wojenną, niemal za każdym „zakrętem” wyłania się coraz cudowniejszy widok. Połacie zieleni przechodzą w błękit nieba, czasem gdzieś wyłonią się ostre brunatne skały a czasem żółcieniem kuszą wyplute z głębin ziemi minerały, połyskuje gdzieś sącząca się woda…Gdzieniegdzie człowiek narusza delikatnie tę idealną kompozycję. To pomnik przyjaźni na przełęczy Krzyżowej, to jakiś monastyr z dawna opustoszały, to jakieś ruiny niegdysiejszych domostw. Niezaprzeczalnie jest w górach coś przytłaczającego, groźnego i porywającego zarazem. Nie porywa mnie zdobywanie szczytów górskich, jednak podziw dla bezmiaru, ogromu, przestrzeni i piękna, potrafi wprawić w stan sekund szczęścia.