Gdy myślę o Musée Djerba Guellala – mam mieszane uczucia. Nazywa się muzeum. I faktycznie kilka eksponatów jest… Na stronie dumnie brzmi tekst, że jedna z największych placówek w kraju. No nie wiem… W samej Dżerbie jest też inna która eksponatów ma znaaaaacznie więcej a i ekspozycję taką jakby bardziej muzealną. Z drugiej jednak strony, koncepcja Muzeum Guellala – dość niecodzienna i zaskakująca. W kolejnych salach, kolejne manekiny opowiadają historię Tunezji i samej Djerba. A że na wyspie przez wiele wieków po sąsiedzku, żyją obok rodzimych Berberów – i muzułmanie i żydzi i chrześcijanie – to i wachlarz tunezyjskich opowieści spory. Jest scena ślubu, obrzezania, zielarza zapodającego medykamenty, odpoczynku przy sziszy w zaciszu domowym lub przyrządzania posiłku, pracy w farbiarni, świąteczne spotkania, rytuały i obrzędy np. barboura lub jiloura… Każda scena w dedykowanym anturażu, kostiumy też dedykowane do okazji… W sumie fajna myśl. Ale moje pierwsze wrażenie było takie sobie. Nie wiem dlaczego. Może lekko chwiejące się manekiny, może aranżacja jak z podrzędnego teatru obwoźnego. Generalnie byłam umiarkowanie na tak. Ale potem myśl. Ok… Ale może to jest pomysł by w muzeum opowiedzieć o niematerialnym dziedzictwie! Pewnie szczegóły do dopracowania, pewnie brak gadżetów i fajnego światła które robi klimat, pewnie dźwięki sączące się tu i ówdzie zrobiłyby dobrą robotę ale pomysł jest…