Sztetl żydowski w Chmielniku sięga swymi początkami XVII wieku. Wtedy na mocy przywileju osiedlili się tutaj Żydzi (prawdopodobnie o korzeniach sefardyjskich). Hmmm… natura nie lubi pustki, przestrzeń miejska chyba też… Bo przybywający do miasta Żydzi zaczęli zamieszkiwać w domach wypędzonych stąd wcześniej arian… Synagoga wzniesiona została w kolejnym wieku. Budynek w czasie II wojny światowej podzielił los wielu podobnych. Hitlerowcy zdewastowali wnętrze i ogołocone mury przeznaczyli na magazyn. Prace renowacyjne rozpoczęto dopiero w 2008 roku. We wnętrzu niemal nic się nie zachowało. Fragmenty polichromii, jakieś drobiazgi rzemiosła artystycznego. I w oparciu o tak nieliczne artefakty – powstało niesamowite wnętrze muzealno-wystawowe „Świętokrzyski sztetl”. Całość koncepcji opiera się o dwie przestrzenie – światło i cień. W Sali modlitw na środku, tam gdzie kiedyś przed laty faktycznie stała – jest bima. Ale odrealniona, nierzeczywista, szklana. Przez nią przenikają promienie światła, refleksy wspomnień, błyski obrazów minionych lat, zaklęte na kliszy fotograficznej twarze i historie… Z czasów gdy miasto harmonijnie tworzyły dwie religie, dwa narody, dwie kultury… Poza wnętrzem synagogi na dziedzińcu, wypchnięty celowo za nawias – cień. Budynek mroczny, pusty, trochę przerażający gdy zauważy się, że na ścianach nazwiska i imiona tych, którzy zostali zamordowani… Zamiast podłogi – kamienne wysypisko. Trzeba uważać by się nie potknąć w cieniu… O taki cień naprawdę trzeba uważać by się nigdy nie potknąć…
I znowu wychodzi na to, że światło i cień – cuda potrafią czynić…