Stolice zwykle są piękne… Zwykle tak jest… Erywań, nie wpisuję się jednak w tę tendencję. Ale nawet tutaj jest kilka miejsc, przy których warto się zatrzymać (dosłownie – kilka!). Kaskady. Gigantyczna konstrukcja – ni to schody, ni ogrody wiszące. Taka instalacja wielkogabarytowa. Dziwna, nieskończona (na szczycie miał być szklany pawilon muzealny) ale ukwiecona. Jako zamysł parkowy – powstała na początku wieku ale zaczęto ją realizować dopiero w latach siedemdziesiątych jako pomnik „radzieckiej Armenii”. Zupełnie dobrze na tle tych ukwieconych kaskad prezentują się rubaszne rzeźby Fernanda Botero. Drugie miejsce to „twierdza jaskółki” – Cicernakaberd. Gigantyczna wzbijająca się w niebo iglica i nieustannie płonący ogień, upamiętniają ludobójstwo Ormian dokonane w 1915.
I trzecie punkt na mapie miasta – fabryka słynnego brandy Ararat. Miejsce można zwiedzić, zapoznać się z historią i produkcją, zdegustować profesjonalnie podany trunek, zakupić jeśli wola… A mnie tam wzruszyły: akcent polski (wśród wybitnych osób odwiedzających to miejsce znalazł się także Maestro Penderecki) i muzyczny zapis ampułkami z brandy. Co prawda „wino, kobiety i śpiew” ale w miejsce wina być może i inny trunek zasadny być może… By pozostać w klimacie muzyki – zupełnie miłe miejsce w Erywaniu to dom-muzeum Chaczaturiana.