A wiecie, że w Krakowie można na kawę do Smoka wpaść? Jak to z tym smokiem wawelskim, całożercą było – wiadomo! Zamieszkiwał grotę u stóp Wawelu i chrupał na śniadanie okoliczne dziewice. Aż się Krakowi zaczęło nie kalkulować i ogłosił przetarg na zgładzenie smoka. Słabo szło, dopóki szewczyk przechera (może po prostu kreatywny był ) nie wypchał siarką barana. Smok łyknął go w dobrej wierze a potem miał taką zgagę, że aż pękł… Ot cała historia
A jak to z tym smokiem naprawdę było? Samą legendę wymyślił prawdopodobnie Wincenty Kadłubek. Ale opowieści o smokach pojawiają się o wiele, wiele wcześniej. Jeden z pierwszych opisów smoka datujemy na V w. p.n.e. W wielu kulturach uważany był za zwierzę rzeczywiście istniejące. Najczęściej przedstawia się go jako stwora pokrytego łuską z psim, lisim lub jaszczurczym pyskiem, ogromnym ogonem zakończonym kolcem jadowym, skrzydłach nietoperza oraz szponami. Według Alberta Wielkiego smoki rodziły się w Nubii. Zaś św. Hieronim uważał, że Etiopczycy żywią się ich mięsem. A ten Wawelski? Ano tak na dobrą sprawę to prototyp jest w Biblii: „Daniel odpowiedział: Panu, mojemu Bogu, będę oddawał pokłon, bo On jest Bogiem żywym. Ty zaś, królu, daj mi upoważnienie, a zabiję węża bez pomocy miecza i pałki. I powiedział król: Daję ci je. Wziął więc Daniel smołę, łój i włosie i ugniótł z nich placki, wrzucając do paszczy węża. Po zjedzeniu ich wąż pękł, on zaś rzekł: Zobaczcie, co czciliście”. No jak nic nasz Wawelski! I chyba mocno się wbił w świadomość krakowian jako symbol zagrożenia, zła, czyhających niebezpieczeństw… A może podejrzewano, że smok naprawdę gdzieś tam w grocie siedzi… Tak czy tak, na niewielkim obszarze wzgórza wawelskiego były aż dwa kościoły dedykowane świętym smokobójcom – katedra św. Michała oraz nieistniejący dziś kościół św. Jerzego, a niedaleka przecież jeszcze Skałka – także pod wezwaniem św. Michała. Legenda nie legenda – lepiej dmuchać na zimne… A nuż potomkowie tego smoka od Kraka, gdzieś sobie jeszcze żyją w norze? No przecież, przy wejściu do katedry „kości smoka” wiszą! (to znaczy tak naprawdę – walenia, mamuta i nosorożca. Ale legenda o tym, że jak kości smocze spadną to katedra runie – fajna)
A co z tą kawą? Ano czekając na swoją kolej by wejść na wystawę arrasów, przysiadłam w ogródku kawiarnianym. Sączę espresso… słonecznie, gwarno… A tu nagle – czerwienią jesiennych liści – smok jak żywy wyrósł mi przed oczyma! Kurcze… coś jest nie tak… wszędzie zaczynam smoki widzieć Ale ten – no sami powiedzcie – smok wawelski jak malowanie!