W Poznaniu mają świetnie oznakowane miejsca, które warto zobaczyć. Właściwie nie potrzeba mieć planu (że o wiedzy nie wspomnę…) by kierując się informacjami na brązowych tabliczkach trafić we wszystkie urokliwie miejsca. Ostatnio wędrowałam szlakiem profanum (podobało mi się… ) dzisiaj – sacrum. W liczbie świątyń Poznań Krakowowi nie podskoczy W sumie to chyba żadne miasto w Polsce nie podskoczy… ale kilka perełek sztuki sakralnej tu znaleźć można bez trudu najmniejszego. Absolutny crème de la crème to oczywiście archikatedra. Tu milion cudownych szczególików. Poliptyk z przełomu XV i XVI wieku w prezbiterium. Cała masa portretów trumiennych. Resztki pierwotnej zabudowy w podziemiach. Zupełnie niedaleko gotycki kościół św. Małgorzaty z ładnym sklepieniem gwieździstym. A bliżej śródmieścia – barokowy kościół bernardynów. Duży, jednonawowy z zaskakującym wejściem. No i kościół franciszkanów – tych konwentualnych. Akurat był w rusztowaniach (jedna z naw) ale wnętrze zrobiło wrażenie. Zwłaszcza kolorem ołtarza… No ale czernią i srebrem powalający ołtarz autorstwa Swacha w transepcie (z wizerunkiem MB Poznańskiej) to faktycznie efekt wow… Skoro już przy efekcie wow jesteśmy to nie można nie wspomnieć fary poznańskiej. Barok tam kipi i ocieka. Na zewnątrz straaaasznie różowo. Wnętrze maksymalnie teatralne i iluzjonistyczne. Półcienie robią klimat a jak jeszcze organy gruchną akordem – no dzieje się sacrum. Takie w wydaniu barocco. Oczywiście wszystkich kościołów Poznania nie zwiedziłam ale jeden był dla mnie zaskoczeniem. Przypadkiem właściwie na trasie pojawił mi się kościół i klasztor dominikanów. Wchodzi się przez portyk do atrium. Dwuwieżowo zwieńczona fasada obrośnięta nieco bluszczem chyba jakimś. Ascetyczne wnętrze dobrze ustawione światłem. No Szyszko-Bohusz miał pomysły… no miał…