„Święte miasto”. Jest ich wiele na świecie… Hierapolis (obecnie Turcja) najpierw było święte bo Kybele, potem świątynia Apollona, a jeszcze potem z powodu grobu apostoła Filipa.
Miejsce zasiedlane było wcześniej znacznie niż się Frygijczycy tu pojawili. Ale to oni uznali, że miejscówka dla kultu Kybele – pisana na miarę! I około VII w pne – miejsce kultu zaistniało. Potem Grecy przejęli miejsce i kult też… Antioch Wielki osiedlił w Hierapolis około 2 tys. rodzin Żydowskich z Babilonu i Mezopotamii. Potem dołączyli do nich Żydzi z Judei. W rezultacie społeczność prężnie się rozwijała i była mocnym napędem dla rozwoju miasta. A potem Rzymianie. A potem mocno rozrastać zaczęła się gmina chrześcijańska. Ale apostoł Filip został ukrzyżowany… i pochowany – co stało się z czasem destynacją pielgrzymek. W IV wieku brama Plutona została zamurowana. To było symboliczne przejęcie miasta przez kulturę chrześcijańską. Obok istniejących już wielu świątyń i domów modlitwy – zaczęły powstawać kościoły. Z czasem na poły trzęsienia ziemi i najazdy doprowadziły miasto do ruiny. Prowadzone od XIX prace wykopaliskowe spowodowały odkrycie piękna Hierapolis na nowo i znowu jest miejscem przyciągającym. Ale tym razem turystów pragnących obcować z kulturą i sztuką lub chcących zażywać kąpieli i relaksu (albo jedno i drugie 😊 ).
Atrakcją dodatkową miejsca były i są nadal złoża gazu (umiarkowanie zdrowego) i gorące źródła (co do zasady uzdrowiskowe 😉). Jedne i drugie wykorzystywane były od starożytności – jak nie do kultu to do leczenia. Hierapolis stało się uzdrowiskiem.
Co teraz można zobaczyć? Dobrze zachowane stanowisko archeologiczne. Brama frontinus, szerokie arterie, fragmenty zabudowań, niemały teatr na zboczu wzgórza. Jest też świątynia Apolllina, Ploutonion (właściwie to są dwa miejsca gdzie być może był), Nimfeum, nekropolie… ot miasto. No i łaźnie. Było ich sporo bo źródła ku temu były prowokacją. 😊 Najsłynniejsze – sadzawka Kleopatry. Nadal funkcjonuje tu fantastyczny basen – można się pluskać do woli! Pośród zieleni, baseny. Krystaliczna woda więc widać zatopione w wodze kapitele kolumn jakieś kawałki gzymsów… Na główkę skakać nie zalecam! Ale popluskać się w wodzie jak syrena przysiadając na grecko-rzymskich wolutach lub kamiennych liściach akantu… Bezcenne! Fot nie robiłam bo w sadzawce Kleopatry oprócz antycznych kamieni golasy też były 😉 Odwagi nie stało… Ale do zwiedzania wróćmy 🙂 Są też w kompleksie sale wystawowe. A tam dobrze ekspozycyjnie pokazane artefakty. Trochę rzeźby, trochę rzemiosła.
No generalnie pięknie jest! A jak jeszcze słońce zachodzące ruiny pomaluje a miły chłodek wiatru połączy się z ciepłem czułym wody gorących źródeł i słodyczą świeżych daktyli… No pięknie jest!