Świątynia Miłości – Tadż Mahal… No ja nie wiem czy to akurat dobra koncepcja świątynią miłości nazywać grobowiec… Z miłością kojarzy mi się raczej erupcja emocji, namiętności, rozkwit tego co nowe, ekscytujące, mimo wszelkich nie i tak pociągające, kuszące… Z grobowcem, mauzoleum czy inna tam mogiła – raczej słabo… Ale jak kto tam woli tak ma! Tadż Mahal w Agrze wzniósł Szahdżahan dla swojej ukochanej, choć podobno nienachalnej urody już wtedy żony Mumtas Mahal. Zmarła przy porodzie czternastego bodaj dziecka. Ja nie wiem jak to z tą miłością było. Podobno Mumtas na łożu śmierci nakazała mężowi by nigdy się więcej nie ożenił, zaopiekował dziećmi i wzniósł monument upamiętniający ją samą… Karnie posłuchał… To mi wygląda na despotkę a nie zakochaną kobietę ale co ja o gustach będę… Gust architektoniczny natomiast Szahdżahan bez wątpienia miał! Zaangażował ponad 20 tys. robotników, robota trwała dwadzieścia dwa lata (1632–1654) – ale jest! To kompleks czterech budynków. Najbardziej rozpoznawalny to oczywiście główny, porażający wprost bielą budynek mauzoleum. Wewnątrz ascetyczny w sumie, na zewnątrz – koronkowy. Po prawej i lewej stronie – meczet oraz bliźniaczo wyglądający – dawny budynek gościnny. No i całość uzupełnia brama oraz ogród – symbol raju. To nie tylko cudo architektoniczne. To architektura, która symbolami wchodzi w dialog z mistyką, religijnością, duchowością… Nawet zdobiące całość szlachetne i półszlachetne kamienie nie są przypadkowe. To głęboko przemyślana mistyczna opowieść zaklęta w kamień…
A! Podobno kolor mauzoleum zmienia się w ciągu doby (pod wpływem słońca) tak samo jak zmieniały się nastroje Mumtas…