Guadalupe. Pierwsze skojarzenia to: Meksyk, Objawienia Maryjne, Juan Diego… A! i jeszcze Cejrowski! To wszystko prawda, ale nie trzeba jechać za Wielką Wodę by odwiedzić Guadalupe. Wystarczy Hiszpania.
Guadalupe to niewielkie lecz urocze miasteczko. Właściwie największym budynkiem i atrakcją zarazem, jest XIV wieczny (z licznymi późniejszymi przebudowami) klasztor skrywający nie tylko cenną figurę ale i gigantyczną ilość bezcennych dzieł sztuki: małe szkice Goi, wielkie płótna Zurbarana, obrazy El Greco… Będąca celem pielgrzymek, znajdująca się w głównym ołtarzu kościoła, niewielka cedrowa figurka Madonny to jeden z wielu w świecie wizerunków Maryi, którego autorstwo przypisuje się św. Łukaszowi. Jak często bywa odnaleziona w cudowny sposób przez ubogiego pasterza, do dziś cieszy się niesłabnącym kultem – i właściwie to ostatnie najcenniejsze!
Po klasztorze oprowadza miły starszy zakonnik (gdy uzbiera się grupa chętnych). Spacerujemy po krużgankach, celach przerobionych na sale wystawowe. Zaglądamy do zakrystii. Zakonnik (nazwijmy go roboczo np. Don Giorgio) łamanym włoskim pyta mnie skąd pochodzę. Gdy odpowiadam, uśmiecha się serdecznie „O! Giovanni Paolo II”. Potwierdzam. Wchodzimy do niewielkiej kaplicy na pięterku. Don Giorgio uśmiechnął się szelmowsko, zawołał wszystkich gestem i zapowiedział szeptem „sorpresa”. Nacisnął jakąś dźwignię i ołtarz się przekręcił a przed nami, oko w oko stanęła figura Matki Bożej z Guadalupe. Widok chwilowo odebrany wiernym zgromadzonym w kościele, nas solidnie zaskoczył i ucieszył. Choć największą radość z niespodzianki miał szeroko uśmiechający się Don Giorgio!