Pomiędzy niebem a ziemią. Kamienne kolumny, stalagmity, filary… po prostu Meteory. Z dołu – niezdobyte i gwarantujące odizolowanie od tego co doczesne; z góry dające inną perspektywę spojrzenia i bliskość chmur. Od wieków kusiły mnichów i pustelników pięknem, ciszą, trwaniem w zawieszeniu pomiędzy tym co teraz a tym co niebawem.
Mnisi w greckich Meteorach pojawiali się od XI wieku ale pierwsze klasztory to dopiero wiek XIV. Monastyry budowano na szczytach. Trudno do nich było się dostać (wydostać też…). Dłuższy czas do wielu z nich prowadziła tylko jedna droga – swoista winda. A by być precyzyjnym, coś w rodzaju kosza lub siatki, wciągane za pomocą liny do góry. Obecnie do monastyrów można wejść po schodach (do większości też dojechać) ale i ta wspinaczka, po dość komfortowych skądinąd schodach jest nie małym wyzwaniem. Luksus schodów pojawił się, co warto zaznaczyć dopiero w latach 20-tych XX wieku! Wcześniej nawet i biskupa w koszyku wciągano na górę. Przy czym cały proceder wzbudzał pobożność, bowiem zarówno wciągający jak i wciągani żarliwie modlili się by lina nie pękła…
W godzinach szczytu, funkcjonowały tutaj 24 monastyry. Dzisiaj mnisi lub mniszki zamieszkują w sześciu. Największy i jeden z najstarszych to Wielki Meteor. Według tradycji wzniesiony został przez św. Atanazego. Wewnątrz – wszystko co potrzebne za życia i po śmierci. Kościół, kaplica czaszek, cele mieszkalne, kuchnia i spiżarnie, tłocznia oliwy, winiarnia, biblioteka i lektorium (z manuskryptami nawet z IX wieku), tarasowe ogrody. Kolejne – nieco mniejsze skrywają analogiczne pomieszczenia i równie cudowne skarby.
Generalnie piękne tu zakamarki, imponująca architektura, ciekawe zabytki ale najlepsze w meteorach jest to, że można tu chwycić zupełnie inną perspektywę…