Miejsce, w którym byłam ale tak nie do końca… Athos czyli Republika Mnichów. Prawdopodobnie mnisi zamieszkiwali tu od VIII wieku ale hipotez kilka. No ale za początek zorganizowanego życia monastycznego uważa się 963 rok czyli powstanie Wielkiej Ławry. Niewielki jeden budynek rozrósł się z czasem do około trzystu monastyrów. Rozwój oczywiście nie trwał wiecznie i od XIII wieku pojawiły się problemy. Aktualnie na Athos istnieje dwadzieścia monastyrów i trochę mniejszych jednostek. W każdym monastyrze – w centrum katolikon, wokół budynki i mur okalający całość. Tyle, że wiem to z opisu bo do Republiki Mnichów wejść mogą tylko mężczyźni więc jakby to… no nie chwyci, nie wlezę. Nawet pływające nieopodal stateczki nie mogą zbyt blisko podpływać jeśli na pokładzie są kobiety. Takie zasady sobie ustalili. Ich zbójeckie prawo, co zrobisz jak nic nie zrobisz. Ale nawet jeśli jaki jakiś facet chce wejść do środka to też ma w sumie pod górkę, bo prośby o pozwolenie na piśmie i to nie tak że się włóczyć będzie bez celu tylko konkretne miejsce musi podąć itd. itd… Dziennie do Republiki może wejść tylko dziesięciu mężczyzn nie będących wyznania prawosławnego. A i prawosławni mają ograniczenia. Chcąc nie chcąc popływaniem musiałam się zadowolić i same monastyry (kilka z nich) widziałam tylko z pozycji stateczku. Fajnie wkomponowane w góry zabudowania, czasem zlewające się kolorystycznie z otoczeniem. W którymś momencie sennego rejsu jakieś delikatne echo dzwonów było słychać niesione i podbijane pluskiem fal. I wszystko. Taka medytacja trochę wyszła, wyciszenie jakieś czy co. Albo po prostu zwyczajny relaks. Tylko mało do takie stanu jestem przyzwyczajona (a szkoda) i może dlatego nie wpadłam od razu, że to to…