Francja – Paryż, Montmartre

Entourage ważny jest! Przy czym różnie z nim jest… Czasem w nastrój (niekiedy zachwytem zwanym) wprawia najpiękniejsza plaża świata o zachodzie słońca, czasem pejzaaaaż gór oblanych słońcem, czasem najpiękniejsza polana świata otulona szalem drzew… A jeszcze innym razem może to być gwar miasta doświadczany bezpośrednio na ulicach i placach lub w zasłuchaniu z hotelowego okna. Kiedyś słyszałam anegdotę o dwu aktorach, którzy wyjechali na zdjęcia do Paryża. Jeden każdą wolną chwilę wykorzystywał na zwiedzanie, drugi wręcz przeciwnie. W którymś momencie „turysta” zirytowany pyta: jak tak możesz siedzieć w hotelu przecież dookoła Paryż!. Na to kolega: ja to widzę inaczej – siedzę w hotelu… a dookoła Paryż!!!

Też tak mam z Paryżem. Zachwyca, poraża, nęci i kusi, czasem męczy i przytłacza, czasem wciąga jak narkotyk. Chyba najbardziej lubię Montmartre i okolice. I nie tylko dlatego, że nieopodal moje ulubione (przez musical i tango Roxanne) Moulin Rouge. Choć to też… Na Montmartre góruje strzelista kopuła Sacre-Coeur, cudownie wiją się uliczki, pełne kawiarenek i gwarnego tłumu, rozkrzyczanych turystów, artystów żądnych sławy… Kiedyś, kilka lat temu zagubiłam się wśród tych uliczek i rzeki ludzi… gdzieś grała katarynka… ktoś tam tresował jakąś papugę chyba… prawie jak w piosence Edith Piaf… Podobno nazwa dzielnicy wzięła się od Merkurego – góra Merkurego. Może… Dla mnie to kwintesencja Paryża, tego art… który nie chodzi utartymi ścieżkami, kreuje sztukę, tworzy muzykę, zasłuchany w dźwięki kataryniarza lub akordeonisty… No jak tu nie przysiąść przy filiżance kawy lub kieliszku Beaujolais i nie zacząć tworzyć… Wcale się takiemu Toulouse-Lautrec nie dziwię…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *