Osada istniała tu już w XI w p.n.e., a kultura tracka kwitła. Obecnie Szipka to miejscowość… w której jest jedna cerkiew, którą można zobaczyć. To cerkiew – pomnik pod wezwaniem Narodzenia Pańskiego. Pomnik – bo upamiętnia przyjaźń bułgarsko-rosyjską. Wiem jakie skojarzenia… Ale cerkiew powstała na przełomie XIX i XX wieku, na czele komitetu budowy stał hrabia Nikołaj Pawłowicz Ignatiew, a cerkiew upamiętniała poległych Bułgarów i Rosjan w bitwie na przełęczy Szipka, która to bitwa (właściwie – które, bo były cztery) odbyła się w 1877 – 1878 roku. Wojska rosyjsko – bułgarskie starły się wówczas z osmańskimi.
Fundusze pozyskano ze składek. Powstała cerkiew, a obok monastyr, seminarium i dom pielgrzyma. Architektonicznie należy odnieść do Złotego Pierścienia Rosji. Dominantą jest czerwona cegła i wszechobecne złoto. W środku płyty upamiętniające poległych (tych z imienia i nazwiska, ale i jest grób nieznanego żołnierza). Ładnie i dostojnie.
Ale mnie Szipka kojarzyć się będzie z jedną sytuacją… Gdy wchodzę do cerkwi (gdziekolwiek ona by nie była) automatycznie i odruchowo i z szacunku dla wschodniej tradycji, zakładam chustę na głowę (w spódnicach/sukienkach chodzę zazwyczaj – więc o tej zasadzie ubioru do cerkwi mniej muszę pamiętać). Określone zasady ubioru obowiązują także mężczyzn wchodzących do cerkwi, niezależnie czy odwiedzają cerkiew kultowo czy turystycznie.
W Szipka, zatem jak to zwykle – chusta i wchodzę do środka i cóż widzę… Pana w samych… (widać na zdjęciu). A najlepsze jest to, że po chwili, nie widząc dysonansu pomiędzy swoim strojem a anturażem miejsca, podszedł do batiuszki zapytać o coś niechybnie ważnego… Trochę mnie kusi by snuć myśl, ale… pomilczę…